W niedzielę postanowiliśmy wyruszyć wcześniej (koło 10). Zwiedziliśmy Little India, Chinatown i wjechaliśmy na dach Marina Bay Hotel.
Little India była bardzo rozległa, pełna Hindusów (ale tego w sumie mogłem się spodziewać), trochę wymieszana z arabską dzielnicą i nie panował w niej taki ład i porządek jak w pozostałych częściach Singapuru. Minęliśmy jedno centrum handlowe, na zewnątrz którego przy każdych drzwiach stali ochroniarze, u których zostawiało się wszystkie torby i bagaże. Jak widać nawet bardzo wysokie kary nie odstraszają złodziei. Poza tym w Little India pierwszy raz byłem w świątyni hinduskiej. Szczerze mówiąc, to szału ni ma. Jest to najważniejsza świątynia w Singapurze, ale w sumie jest całkiem nowa, więc nie robi jakiegoś porażającego wrażenia. Aby odwiedzić prawdziwe hinduskie świątynie trzeba by się udać prosto do Indii. Później poszliśmy na Arab Street. W jej pobliżu leży bardzo ładny meczet sułtana.
Następnie pojechaliśmy do Chinatown. Trochę skromne, bo tak w sumie składa się z jednej świątyni, chińskiego centrum handlowego i ze straganów z tandetnymi pamiątkami. Ale muszę przyznać, że świątynia zrobiona na bogato. Więcej złota niż w Licheniu!
Później, podążając za wskazówkami przewodnika, poszliśmy zwiedzić drugą chińską świątynie zbudowaną w innym stylu. Ta mi zdecydowanie bardziej przypadła do gustu niż pierwsza. Wyglądała jak budynki w filmie „Przyczajony tygrys, ukryty smok” :D
Przed 19 pojechaliśmy do Marina Bay Hotel, aby wjechać na taras widokowy. Niestety mimo wcześniejszych zapewnień okazało się, że w weekendy podniebny basen nie jest dostępny dla zwiedzających. No ale i tak się zdecydowaliśmy wjechać. Najwyżej jeszcze tam wrócę (ale jako gość hotelu, hahahaha). Na górze było naprawdę super! Świetny widok na cały Singapur! Nawet załapaliśmy się na zachód słońca!
Ogólnie Singapur mi się bardzo spodobał. Świetny weekend i świetna decyzja o rezygnacji z plaży. Mieliśmy mega szczęście, że trafiliśmy na święto narodowe! No i oczywiście mega szczęście, że trafiłem na wielbiciela Nergala na granicy;)