Na początku myślałem, że trasa z Singapuru do JB (Johor Bahru) zajmie godzinkę. Później przeczytałem w instrukcji ajseka, że powinna trwać niecałe 2. W moim przypadku zajęła 5 i pół godziny… Podsumowując, moja cała podróż Luboń-JB trwała 30,5h!
W miejscu spotkania z lokalnymi ajsekerami pojawiłem się równocześnie z parą Chińczyków (o tradycyjnych chińskich imionach Connie i Henry), a 2 minuty później dołączyła do nas Holenderka (Lin). Mogliśmy przylecieć na przestrzeni tygodnia obojętnie kiedy o obojętnie której godzinie, a jakimś zbiegiem okoliczności wszyscy pojawiliśmy się w tym samym momencie w KFC.
Podróż z Singapuru do JB zajęła tyle czasu, ponieważ na granicy była mega korki, a później okazało się, że ajsekerzy przyjechali zbyt małym samochodem, więc razem z Chińczykiem musieliśmy czekać, aż odwiozą dziewczyny i wrócą po nas.
Pierwsze wrażenia odnośnie lokalnej ludności? Moje najgorsze obawy się spełniły – nie rozróżniam Azjatów! Tylko w przeciągu pierwszej godziny w JB zaczepiłem 2 nieznajomych, ponieważ myślałem, że to ajseker, który miał po nas wrócić samochodem. Ale to pewnie przez zmęczenie.
Intern house
Było późno, ciemno, byłem bardzo zmęczony i może dlatego po przybyciu do domu, w którym miałem mieszkać następne 8 tygodni, najbardziej rzuciły mi się w oczy jego wady.
Dom był trochę zasyfiony, łazienka od mojego pokoju nie nadawała się do użytku (kibel wyglądał jakby miał eksplodować), Internet był mega wolny, nie było pralki ani ciepłej wody, a po moim pokoju harcowała jaszczurka. W sumie niegroźna i żywiąca się komarami, więc przydałaby się w Polsce. Ale poza tym dom ogólnie nie jest zły. Jest przestronny, wszędzie ma wiatraki, ściany są czyste, jest lodówka, ma 3 łazienki i 4 sypialnie. Tak naprawdę gdyby się nim zająć, to byłby spoko.