Drugi dzień zwiedzania rozpoczęliśmy od wyjazdu do Batu Caves – świętego miejsca dla hindusów. Jest to kompleks jaskiń położony 13 kilometrów od Kuala Lumpur. Podróż autobusem miała zająć 30 minut. Jednak przy naszym ogromnym szczęściu do autobusów, zanim dotarliśmy na miejsce minęło prawie 1,5 godziny. W połowie drogi nasz autobus oczywiście się popsuł, więc musieliśmy czekać na następny.
Przed wejściem do jaskiń znajduje się najwyższy na świecie posąg Murugana – hinduskiego bóstwa. Przebija Jezusa ze Świebodzina o 6,7 m i do tego jest cały złoty!
Do jaskiń prowadzą bardzo wysokie schody (272 stopnie). Jednak ich wysokość nie jest problemem – prawdziwym wyzwaniem jest przedarcie się przez stado małp czające się przy schodach. Jest ich cała masa i co chwila przebiegają między ludźmi. Niektórzy się nimi zachwycali, mi tam wszystkie wyglądały na wściekłe. Miałem przeczucie, że zaraz jakaś wyskoczy zza kąta, porwie mi aparat i go zje. Ale to chyba przez upał.
Same jaskinie są bardzo ładne, jednak myślałem, że będzie ich więcej. Cały kompleks to tak w sumie tylko dwie ogromne jaskinie. Ale i tak robią wrażenie.
Po powrocie do Kuala Lumpur poszliśmy do zabytkowego centrum miasta, które trochę poprawiło obraz malezyjskiej stolicy w moich oczach. Jest to zespół budynków skupiony wokół Merdeka Square. Główną atrakcją jest Sultan Abdul Samad Building wybudowany pod koniec XIX wieku. Oglądając kolejne budynki, w jakiś dziwny i niewytłumaczalny sposób wylądowaliśmy w muzeum… tekstyliów. Yhm, bardzo ciekawe. Później porobiliśmy sobie zdjęcia, poszliśmy na pyszny posiłek w maku i w końcu ruszyliśmy w stronę Johor Bahru.
Ogólnie cały wypad do KL był bardzo fajny. Może i pogoda słaba, mieszkanie drogie, ale za to widok Petronas Towers nocą - bezcenny;)